Harry's POV:
-Cześć miło cię poznać, nazywam się Peter Hayes a to jest moja żona Ruth Hayes.- powiedział ojciec London, potrząsając moją ręką, patrząc przy tym na mnie niepewnie.
-Miło pana poznać, jestem uhm jestem Marcel.-prawie się pomyliłem, przedstawiając się jako Harry Styles.
-Oh i jakie jest twoje nazwisko?- Dlaczego to jest dla nigo istotne? -Sheen.- wyrwało mi się z ust zanim zdążyłem o tym pomyśleć.
Marcel Sheen. Oh Boże. Za dużo jak dla mnie dwaj i połowa mężczyzny.
W zasadzie, planowałem poznać jej rodziców ale dopiero kiedy pozna prawdę o mnie. Niestety jak zawsze wszystko poszło źle. Uśmiechy tej dwójki były tak strasznie fałszywe, a ich ciuchy nie posiadały żadnej nawet pojedynczej zmarszczki. Byli konserwatywni, włosy obojga układały się idealnie, tak że żaden z nich nie odstawał. Oczy kobiety były niebieskie, choć nie tak niebieskie jak oczy London, w zasadzie London odziedziczyła wszystko po matce, oprócz koloru włosów. Jej ojciec wyglądał jak typowy biznesmen,krótkie brązowe włosy, uśmiech który nigdy nie opuszcza jego twarzy, wygładzona koszula, która kolorem pasuje do krawatu.
-Miło cię poznać Marcel Sheen- sposób mówienia kobiety wydawał mi sie dziwny, dlaczego moje nazwisko było dla niej ważne? -Scarlet?- Ruth po raz pierwszy zwróciła uwagę na swoją córkę. -Zrobiłaś już swoje zadanie domowe?
-Mamo, nie mam zadania. Właściwe skończyłam już szkołę i w sobotę jest zakończenie roku, zapomniałaś? - London była wkurzona, mogłem jednak łatwo odnaleźć w jej głosie cień zawodu.
Jak oni mogli zapomnieć o ceremonii zakończenia szkoły ich jedynego dziecka?
-Oh tak faktycznie. Babcia przyjdzie, ponieważ my nie będziemy w stanie sie pojawić. Jestem pewna że to rozumiesz prawda?
Co?
-Ok.- odpowiedziała cicho i spokojnie London
-Chwileczkę, przecież to był ostatni rok nauki waszego dziecka i nie chcecie przyjść?- zmarszczyłem brwi i popatrzyłam na nich z obrzydzeniem. London miała racje oni wcale sie nią nie przejmują.
-Marcel, nawet nie próbuj, mam na myśli powinnam być szczęśliwa, że widzieli chociaż moje ukończenie szkoły średniej.- London złapała moją dłoń i lekko ją uścisneła. Mimo wszystko nie mogłem zrozumieć dlaczego jej rodzice tak traktują swoje jedyne dziecko.
-Nie London.- tym razem nie zamierzałem ustąpić.
-Jak śmiesz nazywać naszą córkę London?!- zapytał jej ojciec, wykrzywiając twarz we wściekłym grymasie przypominającą wyraz psychopaty.
-Przecież jej imię to London.- odpowiedziałem, unosząc brwi i skanując twarz jej ojca.
-Nie, London to jej drugie imię.- wyjaśniła jej matka.
-Cóż jestem zaskoczony że pamiętacie.- powiedziałem zaciskając szczękę z gniewu.
Matka London zachłysnęła się gwałtownie, kiedy jej córka założyła ręce na piersi. Peter objął ją i ścisnął jej prawe ramię próbując pokazać swoje wsparcie. Po ich zachowaniu zrozumiałem, że to dziwne małżeństwo wcale nie jest niestabilne czy bliskie zniszczenia, niestety nie można tego powiedzieć o kontaktach łączących ich z córką.
-Scarlet, kim on jest? To bardzo zbuntowany chłopak a mnie się to nie podoba.- Ruth odsunęła się od męża, jednak on natychmiast przyciągnął ją do siebie.
Co z nich za kretyni?
-On jest chłopakiem twojej córki i randką na niedziele, jeśli cie to obchodzi.- powiedziałem uśmiechając się przy tym szeroko.
-Chcę żeby on wyszedł.- powiedział Peter, gromiąc swoją córkę wzrokiem.
-Proszę się nie martwić Panie Hayes, zaraz mnie nie będzie, tylko chwilkę...
Złapałem twarz London w obie dłonie, wpatrując się w jej cudowne niebieskie oczy i puszczając do niej oko w zabawny sposób. Przybliżyłem swoje usta do jej i pocałowałem ją delikatnie. Chciałem przekazać jej wszystkie uczucia, które były we mnie. Nasze pocałunki nigdy nie miały w sobie aż tyle pasji ale przed najgorszymi rodzicami na świecie, musze przyznać, to było ekscytujące. London była zdziwiona ale oddała pocałunek.
Kiedy nasze usta się rozłączyły, usłyszałem jak jej matka ponownie gwałtownie wciąga powietrze. Obróciłem się w stronę rodziców London puszczając im perskie oko, otworzyłem drzwi za mną.
-Miło było was poznać.- powiedziałem jednak moja twarz pozostała bez wyrazu, dopóki znów nie spojrzałem na London. -Jutro dostaniesz swoją niespodziankę maleńka, kocham cię.
-Też cie kocham.- usłyszałem jej odpowiedź, choć nadal była spłoszona.
Może teraz byłem tylko wkurzonym nerdem, wkrótce jednak będę złą, wkurzoną gwiazdą rocka. Już nie mogę się doczekać kiedy pokaże im moje tatuaże.
****
Hi :) Zanim wyciągnięcie siekiery, noże, piły, pistolety i tak dalej mam nadzieje, że wybaczycie mi niesamowicie długą nieobecność. Opowiadanie jest kontynuowane na wattpadzie pod tym samym tytułem. Jeśli chcecie możecie tam zajrzeć zwłaszcza że są tam wszystkie rozdziały pierwszej cześć. Miłego dnia :)
wtorek, 8 grudnia 2015
piątek, 23 stycznia 2015
Rozdział 31
HARRY’S POV:
Nareszcie się skończyło.
Powiedzieliśmy dowidzenia profesorom uczącym nas przez ostatni rok matmy i
angielskiego, opuściliśmy budynek uniwersytetu. London i ja chcieliśmy iść dziś
na miasto, żeby kupić jej sukienkę i mój garnitur. Jej rodziców to nie
interesowało dlatego chciałem zrobić coś specjalnego dla niej.
Jechaliśmy razem moim
Range Roverem do centrum Londynu, znalazłem miejsce parkingowe niedaleko Oxford
Street, co graniczyło z cudem. Chwyciłem rękę London i pociągnąłem w stronę
Starbucks’a, żeby szybko kupić coś do picia.
Szliśmy, ja popijając mój
smoothie z mango, a ona swoją wiśniową herbatę, wzdłuż ulicy i niezliczonej
ilości sklepów. London cierpiała ostatnio na ból głowy, dlatego zdecydowała się
na coś ciepłego do picia, mimo że to był naprawdę upalny dzień. Rzadko udawało
mi się poruszać po stolicy bez towarzyszących mi ochroniarzy, reporterów i
krzyków biegnących za mną fanów. Dobrze było być znów starym, zwyczajnym mną.
-Czujesz się chociaż
trochę lepiej?
-Marcel, w ciągu
ostatnich pięciu minut spytałeś mnie o to chyba ze dwadzieścia razy.-
zachichotała London i wzięła łyka herbaty z kubka.
-Po prostu się o ciebie
martwię.- powiedziałem, zarzucając swoją rękę na jej ramiona.
Ponownie posłała mi jej
najpiękniejszy uśmiech. –Tak, do soboty będzie dobrze, tak myślę.
Sobota. Czekałem na ten
dzień tak długo, że naprawdę ciężko jest mi uwierzyć, że zostały jeszcze tylko
dwa dni do momentu w którym London pozna prawdziwego mnie. Tylko moje serce
łopotało niepewnie w piersi. Z jednej strony, to w końcu zdejmie ten gówniany
ciężar z moich ramion z drugiej cholernie się boje. Kłamstwa się skończą, a ona
będzie znała całą prawdę.
Szczerząc się ponownie,
pociągnąłem ją do pierwszego sklepu, Gucci. Całkowicie zapomniałem, że London
nie kupuje w takich sklepach, więc byłem jedynym który chciał tam wejść.
Pamiętam o tym wieczorze kiedy powiedziała mi, że nienawidzi płytkich
celebrytów. Prawdopodobnie, to zdanie dotyczyło także ich modowych wyborów.
-Naprawdę musimy tu
wchodzić?- jęknęła, wykrzywiając twarz.
-No wiesz, to twój dzień
ukończenia szkoły, więc powinnaś być dobrze ubrana.
-Tak ale równie dobrze
mogę kupić coś ładnego w normalnym sklepie jak topshop.
-Chciałem, żebyś poczuła
się specjalnie…
-Marcel, to że ubiorę
niesamowicie drogą sukienkę, nie znaczy, że będę się czuć ‘specjalnie’, twoja
dłoń jest dla mnie wystarczająca.- posłała mi uśmiech, praktycznie siłą
wyciągając mnie z tego sklepu i ciągnąc do innego.
Jedna rzecz jakiej jestem
pewien, to to, że London nie jest jedną z tych panienek, które nie potrafią
przestać rozmawiać o torbie Chanel. W zasadzie to mi się podoba. Jest
całkowicie inna od dziewczyn z którymi się umawiałem, zanim jej nie poznałem.
+++
-Więc… czy mają inny
rozmiar?- wyszeptała London zza zasłony przymierzalni.
Słowa jakimi musiałem odpowiedziałem
zraniły moją duszę.
-Nie, skarbie to jedyny
rozmiar jaki im został.
-Oh…- usłyszałem jak
mruczy, potem zapanowała cisza.
London nie powinna się
martwić. Znajdziemy inną sukienkę. Tylko dlatego, że ta jedna nie pasuje a ona
naprawdę jej pragnie, to nic będą inne. W topshop są setki sukienek w jej
rozmiarze. Tylko dlatego, że ta jedna jest za mała ani o cal nie zbliża nas do
końca świata.
Jednak moje myśli
odpłynęły kiedy usłyszałem chlipanie. Zmarszczyłem brwi, chciałem się upewnić,
że ten dźwięk nie był tylko moim wyobrażeniem, jednak chwilę potem usłyszałem
cichy szloch ponownie.
Próbowałem zajrzeć za
zasłonę, udało mi się zobaczyć odbicie London w lustrze. Schowała swoją twarz w
ręce, podczas gdy sukienka leżała na jej kolanach, ostrożnie tak by się nie
zniszczyła.
-Skarbie? Płaczesz?-
wyszeptałem próbując nie zwracać na nas uwagi, ponieważ wiedziałem, że to
ostatnie czego ona by chciała w tym momencie.
-Proszę Marcel, w-wyjdź…-
powiedziała, próbując opanować łzy i unormować oddech.
Teraz widziałem całe
pomieszczenie dokładnie, wszedłem do środka i zasłoniłem wejście więc nikt nie
mógł nas zobaczyć. Powoli przed nią przykucnąłem i złapałem jej dłonie w moje.
Jaj zaczerwienione oczy patrzyły na mnie granatową barwą w smutny sposób.
Patrzenie na nie w takim stanie było ciężkie nie do odtworzenia. Tak, wiem, że
facet nie powinien tak mówić, ale wiecie co? Pieprzyć to.
-Co się stało, kochanie?-
przesunąłem moje okulary z czubka nosa, tak żeby nie spadały. Wciąż były za
duże.
-Nic na mnie nie pasuje…
po prostu jestem za gruba.
-Co? Żartujesz sobie ze
mnie? London skarbie, nie jesteś może patyczakiem ale nigdy w życiu nikt nie
powiedziałby, że jesteś gruba. Masz seksowne kształty, które kocham tak bardzo
jak twoje niebieskie oczy i uśmiech za milion dolarów!- Czy ja naprawdę powiedziałem seksowe?
Jej usta ułożyły się w
delikatny uśmiech, kiedy zapytała miękko:
-Uśmiech za milion
dolarów?- podniosła brew i przygryzła wargę.
Kiwnąłem, kompletnie
zdekoncentrowany przez to co obecnie robiła. Prawie jakbym wpadł w jakiś trans.
-Po prostu myślę… nie
jestem nawet blisko bycia modelką, która ma wspaniałe ciało…
-Nie mów tak. Jeśli
stanęłabyś koło jednej z tych chudych dziewczyn, wybrałbym ciebie. One mają
tylko kości przykryte skórą, to wszystko.
-Naprawdę?- wydęła wargi,
jednak wiem, że nie zrobiła tego rozmyślnie.
-Tak.- powtórzyłem i
pocałowałem ją w nadal lekko wygięte wargi. –Kocham cie, taką jaką jesteś. Z
resztą popatrz na siebie, zakochałaś się w totalnym kujonie.- mrugnąłem do
niej, zanim nie wybuchneła śmiechem.
-Pewnie, nigdy nie wybrałabym kogoś bardziej perfekcyjnego i idealnego niż
ty!
Oh matko boska… w ogóle… co ja zrobiłem.
+++
Po godzinach chodzenia po Londynie, nie znaleźliśmy sukienki i byliśmy w
drodze do domu London. Obiecałem jej niespodziankę za kilka dni i upewniłem ją
w tym, że będzie miała dobrą sukienkę także na tą okazję. Nawet jeśli rozmiar
nie był dłużej problemem, to oczekiwania London były inne niż te które
zapewniała ta firma. Jakkolwiek głupio by to brzmiało, jednak London nie
znalazła wystarczająco ‘ładnej’ sukienki. Cokolwiek, poznałem jej gust jeszcze
lepiej, podczas kiedy przymierzała ciuchy i pokazywała mi się w nich. Teraz
wiedziałem jaką sukienkę jej kupię.
-Proszę wejdź do środka, pewnie moich rodziców jeszcze nie ma, a nie chce
być sama kiedy mogę być z tobą…- jej słowa sprawiły, że moje serce zabiło
mocniej w piersi, grożąc, że ją rozsadzi.
-Okay skarbie, ale tylko na godzinę.
Pokiwała lekko głową, otwierając drzwi. Kiedy weszliśmy do środka poczułem
zapach pieczonego mięsa i tłuszczu pstrykającego na patelni. London skrzywiała
się i zamknęła za nami drzwi. Nagle usłyszeliśmy głos.
-Scarlet? Jesteś w domu? Czy oni
naprawdę nazywają ją Scarlet? Myślałem, że prosiła, żeby nazywać ją London.
Zawsze…
-Ugh, tak mamo, od kiedy cię to obchodzi?- odpowiedziała London
-Nie mów do matki w ten sposób.- odezwał się męski, głęboki głos. Pewnie
powiedział to jej ojciec, przynajmniej tak myślę.
Moje przepuszczenia okazały się prawdziwe kiedy jej rodzice pojawili się w
przedpokoju, a jej nastrój zmienił się ze złości w udawaną radość. London
naprawdę nie kłamała mówiąc, że jej rodzice grają w fałszywą grę.*
+++
*kiedyś London powiedziała, że jej rodzice udają
przed wszystkimi wspaniałych. Myślę, że oto chodziło autorce ;)
Hi. Jest 17 komentarzy jest i rozdział. Do anonima: zależy mi na
komentarzach ponieważ jestem tylko tłumaczką, nie jest to moja historia, a ja
sama mam naprawdę dużo dodatkowych zajęć. Więc jeśli praktycznie nikt nie czyta
tego tłumaczenia to nie mam po co tłumaczyć ;)
Dzięki wam wszystkim za komentarze uwielbiam je ;) Do następnego. See ya ;)
17 kom= Next :)
poniedziałek, 22 grudnia 2014
Rozdział 30
HARRY’S POV:
Trzymałem mocno
kierownice, patrząc na drogę. Piosenka Bastille -Pompeii rozbrzmiewała w aucie
, London po cichu pod nosem nuciła kolejne słowa.
‘And
if you close your eyes, does it almost feel like nothing changed at all…’ Pamiętam noc podczas której myślałem, że nic się
nie zmieni kiedy stane się Marcelem. A jednak siedzę teraz w aucie obok ważnej
dla mnie dziewczyny i wiozę nas na naszą pierwszą, prawdziwą randkę. Było coś
około 8 rano i naprawdę byłem zmęczony po koncercie poprzedniej nocy, mimo, że
spałem trochę podczas lotu.
Najpierw, planowałem
zabrać London to mojego domu w Cheshire, jednak potem stwierdziłem, że byłoby to zbyt
duże ryzyko, poza tym nie jestem pewien czy jestem gotowy na tak poważny krok.
Dlatego właśnie wybrałem na miejsce naszej randki starą piekarnię. Możemy kupić
parę babeczek i poszukać jakiegoś przytulnego miejsca na łące, gdzie jako
dziecko uwielbiałem spędzać czas.
-Gdzie jedziemy?- spytała
London, patrząc na mnie ponaglająco.
-Nie mogę Ci powiedzieć.-
odpowiedziałem uśmiechając się złośliwie
-No dalej, Marcel powiedz
mi.-błagała, jednak pozostałem nie przekonany, chciałem zrobić jej
niespodziankę i nie mogłem nic jej powiedzieć… jeszcze.
-Nie, moje usta pozostaną
zamknięte kochanie.- położyłem dłoń na jej kolanie i momentalnie poczułem jak
sztywnieje. Zacząłem ponownie kręcić kółeczka na jej nodze aby się uspokoiła.
-O-okay.- powiedziała i
zaskakując mnie całkowicie położyła swoja dłoń na mojej.
**
Po godzinnej podróży,
nareszcie byliśmy w Holmes Chapel, zaparkowałem mojego Range Rovera naprzeciwko
drzwi do piekarni. Miejsce, które na zawsze opuściłem kilka lat temu. Spokojne,
jednak kiedy jesteś dzieckiem, pełne przygód.
Wysiadłem z auta i
podbiegłem do drzwi London, żeby pomóc jej wysiąść. Kidy nasze ręce się
ponownie zetknęły poczułem jak przyjemne uczucie budzi się wewnątrz mnie i
wędruje w kierunku żołądka. Jej oczy zaczęły skanować miejsce, nie omijając
żadnego drzewa czy krzewu. Uśmiechnęła się szeroko kiedy zobaczyła piekarnię i
ruszyła za mną w jej stronę.
-Marcel?... Jesteś
Directioner?- uśmiechnęła się, a ja zamarłem słysząc ostatnie słowo.
Cholera, co zrobiłem źle? Czy to jest zbyt
oczywiste, że przywiozłem ją do piekarni? No nie!
-Um, d-dlaczego?-
zapytałem niepewnie
-Nie wiem… po prostu
Eleanor nazwała Cię Harry, a jeden z nich też ma tak na imię, prawda? Dodatkowo
zabrałeś mnie do piekarni w której on pracował. Nie wiem o tym zespole dużo,
jednak coś tam kojarzę.- wytłumaczyła
-T-ty ich nie lubisz?
-Lubie, ale nie jestem typem
fanki, która wariuje na ich punkcie. To do mnie nie pasuje, nie jestem taka.
Ale to nic złego jeśli ich lubisz.- zachichotała popychając mnie do wejścia.
Moje serce podskoczyło.
Nawet nie wiem czy to przez ulgę czy może jednak przez strach i ostrożność.
London wie więcej niż myślałem, że wie. Na szczęście Barbara mnie nie
rozpoznała w Marcelu, mimo to byłem przerażony, znowu.
-Jaką chcesz babeczkę?-
przełamałem się w końcu i zapytałem, pokazując jej jednocześnie ogromny wybór
pomiędzy kolorami, smakami i wyglądem ciastek.
-Uhm…- jej oczy krążyły
od jednych do drugich słodkości, nie mogąc się zdecydować. –Więc, chciałabym tą
z chrupiącym kremem na wierzchu i kruszoną czekoladą.
Wyszczerzyłem zęby,
przypominając sobie, że to także ulubiona babeczka mojej siostry. Tak bardzo za
nią tęsknie i z moją mamą. Niestety nie mogłem ich odwiedzić. Nie dzisiaj, nie
w tym momencie.
Kilka minut później,
pokazała się Barbara i mimo, że miałem ochotę mocno ją wyściskać, nie mogłem.
Nie miała pojęcia kim naprawdę jestem… Właściwie, niedawno odwiedziłem ją z
ekipą kiedy kręciliśmy materiał do filmu ‘This is us’, który miał się niedługo
ukazać w kinach. Nigdy nie zapomnę tego błysku w jej oczach, kiedy mnie
zobaczyła ponownie.
-Cześć. Poproszę jedną z
kruszoną czekoladą na wierzchu i jedną z kremem waniliowym.-próbowałem mówić
inaczej niż mówię będąc Harrym, zmieniłem ton głosu i mówiłem wolniej niż
zazwyczaj.
**
Kiedy wyszliśmy z
cukierni, London zatrzymała się po kilku krokach a ja obróciłem się w jej stronę.
Patrzyła na mnie skanując od góry do dołu, marszcząc zabawnie brwi. Wzruszyłem
ramionami.
-No co?
-Więc, ty naprawdę
przejechałeś tak długą drogę tylko po to, żeby pójść na babeczki?- zachichotała
cicho
-Nie, po prostu mamy dziś
ładny, słoneczny dzień, mamy też babeczki i znam tu dobre miejsce gdzie możemy
spędzić czas.
-Mało jest miłych miejsc
w Londynie?- podniosła brwi
-Nie tak pięknych jak
to.- odpowiedziałem, ponownie wzruszając ramionami
-Okay, poddaje się-
powiedziała i zaczęła się śmiać, ruszając w moją stronę.
**
-Wow, naprawdę nie
kłamałeś mówiąc jak pięknie jest tutaj.- jeszcze raz rozejrzała się wokół,
podziwiając widoki wokół nas.
Trawa była wysoka, więc
tylko kolorowe główki kwiatków wystawały nad nią. Zjedliśmy już nasze babeczki
i wypiliśmy całą twinings*, którą przyniosłem ze sobą.
-Wiem- wymamrotałem,
kładąc się na plecach i wkładając sobie ręce pod głowę. –Chodź tu.
-Skąd znasz te wszystkie
miejsca? –spytała London, jednocześnie kładąc się obok mnie.
Nie chciałem znów jej
okłamywać, dlatego w najprostszy sposób powiedziałem jej prawdę.
-Wychowywałem się tutaj.
-Naprawdę? Jej oczy
rozszerzyły się- To znaczy, że w zasadzie znasz Harrego Styles, to jest powód
przez który ich lubisz, tak?
-Tak jakby.
Twinings- to typowa brytyjska herbata, przysięgam, że jest przepyszna^^
Hi miśki ;) Łapcie
następny rozdział. Przypominam, że całe opowiadanie jest już skończone, ja sama
nie mam wpływu na wydarzenia. Jestem tylko tłumaczką.
Widzę, że niestety jeśli
was nie szantażuje nie ma komentarzy… przykro mi.
17 komentarzy = NEXT
sobota, 13 grudnia 2014
Rozdział 29
Harry’s POV:
Po okropnie długim locie
i jeszcze dłuższej podróży samochodem, podczas której próbowałem zasnąć choć na
chwilę, stanąłem przed areną. Wracając myślami do poprzednich dni nie mogłem
powstrzymać uśmiechu.
Wyciągnąłem z taksówki
swój plecak i dałem kierowcy należną kwotę z małym napiwkiem, czując, że tak
powinienem. Minąłem kilku ochroniarzy. Znałem część z nich, część natomiast
widziałem pierwszy raz w życiu. Pewnie zostali przydzieleni do ochrony areny.
Pięć minut później,
znalazłem się tam gdzie chciałem być od dziesięciu godzin. Otoczony przez
chłopaków, przyjaciół i cały team. Byłem naprawdę szczęśliwy widząc ich
wszystkich, przytulałem każdego kto pojawił się na mojej drodze. Kiedy na końcu
przytuliłem Zayna, spojrzał na mnie jak na kosmitę. Prawdopodobnie widok
starego mnie aż tak radosnego był po prostu śmieszny. Oprócz tego, jestem
pewien, że dla niego widok mnie tego sprzed trzech lat był naprawdę dziwny.
-Dlaczego jesteś taki
radosny, Styles?- zapytał mnie marszcząc brwi jednocześnie się uśmiechając.
-Huh? Cóż, uhm, zgaduje,
że jestem szczęśliwym człowiekiem, no wiesz.- wzruszyłem ramionami nie mogąc
powstrzymać szerokiego uśmiechu.
-Yeah, zgaduje, że
wszyscy mogliby tak powiedzieć.-podczas kiedy Zayn mówił, rzuciłem moją torbę
na ziemię zaraz koło kanapy, na zapleczu areny.
Nie zabrałem ze sobą dużo
rzeczy. Następnego dnia wracam do London*, dobra, to brzmi dziwacznie.
Powiedzmy to tak: wracam do Anglii, mam tej samej nocy samolot z powrotem.
-… co tam?- zapytał
-Więc, London i ja… my
jesteśmy- zacząłem zanim jednak skończyłem przerwał mi Niall.
-Wasza dwójka w końcu to
zrobiła?- Niall usiadł koło mnie, zarzucając ramie na oparcie kanapy.
-Yeah, pocałowaliśmy się,
powiedziałem jej, że ją kocham, a ona odpowiedziała to samo.- uśmiechnąłem się
z dumą.
-Stary, to wspaniale.-
Zayn zachichotał, klepiąc mnie po ramieniu. –Nawet jeśli to dziwny sposób na
znajdywanie ukochanej, to nareszcie masz swoją prawdziwą miłość.- od kiedy Zayn
i Perrie są szczęśliwi jak nigdy przedtem, on nie znajduje w zakochaniu i
rozmowie o nim nic żenującego albo nie wystarczająco dobrego. To jest fajne.
-Kiedy chcesz jej
powiedzieć?- wypalił Niall
Skamieniałem, ponieważ
nie dość, że sam nieustannie męczyłem się myślami o tym, o jeszcze usłyszałem
pytanie Nialla a to sprawiło, że poczułem się jeszcze bardziej przerażony
‘finałem’. Musiał zauważyć jakie wrażenie wywarło na mnie jego pytanie,
ponieważ od razu przeprosił.
-Sorry stary, nie
chciałem na ciebie naciskać.
-Nie, jest w porządku.
W-wiesz po prostu nie mam pojęcia jak ona mogłaby zareagować…
-Jeśli naprawdę cię
kocha, to kocha ciebie Harrego a nie twoje przebranie kujona
Marcela.-powiedział Zayn.
-A co jeśli nie? Co jeśli
lubi tylko kujona we mnie?- przygryzłem nerwowo wargę, złożyłem dłonie i zacząłem
niespokojnie wyłamywać palce.
-Harry, widzę jaki jesteś
szczęśliwy i oto chodzi. Mogę się założyć, że London jest tak samo
szczęśliwa jak ty i nigdy nie będzie
chciała cię zostawić. To pierwszy raz kiedy ty naprawdę się w kimś zakochałeś.-
miał racje.
-Masz racje. To jest…
-Pewnie, że mam.- Zayn
ponownie się wyszczerzył –Przy okazji jak idzie z okładką którą zrobiłem?
-Zgaduję, że dobrze…
Zayn zmarszczył brwi.
-Co masz na myśli mówiąc
‘zgaduje’?
-Więc, London i ja
mieliśmy małą walkę zanim zaczęliśmy być razem, ale właściwie to to wpłynęło na
nasz związek… um nie ważne. Ale wysłała mi wiadomość kilka dni temu, że
profesorowi spodobała się nasza praca. Dziękuje ponownie.- popatrzyłem na niego
i posłałem mu delikatny uśmiech.
-Nie ma problemu.- nie
zapytał o nic więcej, co wiele mi ułatwiało.
-Tak bardzo chce jej
powiedzieć kim jestem.
-Wiem… ale jesteś pewien,
że chcesz to zrobić tak szybko? Wiesz, jesteście parą, wszystko się może
zdarzyć, nie sugeruje ci żebyś nie mówił jej nigdy ale może powinieneś wybrać
jakiś specjalny dzień w którym zdradzisz jej swój obecnie największy sekret?
-Taa, na jej zakończeniu
studiów. Albo powinienem powiedzieć na naszym zakończeniu.- zachichotałem.
-Nigdy nie myślałem, że
coś takiego można przeżywać ponownie.- zaśmiał się Niall, który przysłuchiwał
się naszej rozmowie od początku.
-Yeah- zaśmiałem się
–Przyjdziecie?
-Kiedy to będzie?-
wymruczał pytająco Zayn
-Ta sobota.
-Brzmi świetnie.- dodał
Niall –Może reszta też powinna przyjść?
-Ta- powiedział Zayn
wzruszając jednocześnie ramionami.
-Dzięki wam.-powiedziałem
klepiąc ich plecy zanim nie wstałem z kanapy udając się w stronę Lou, która
skinęła do mnie, żebym przyszedł.
Louis wstał z krzesła
które miałem zająć za chwilę ja sam.
-Hey, Louis, przyjdziesz
na zakończenie roku Harrego w sobotę?- wykrzyczał Niall z drugiego końca
pokoju.
-Nie wiem, Eleanor i ja
chcieliśmy zrobić coś razem, odkąd mamy dwutygodniową przerwę pomiędzy
koncertami. –odpowiedział zdenerwowany.
-No dalej, wybraliśmy
Harrego na najlepszego aktora w zaszłym tygodniu czyż nie?- wtrącił się Liam.
–Oh i Harry? Ja przyjdę.-dodał.
-Dzięki.
-Okay, dobra, też
przyjdę.- powiedział Louis śmiejąc się ze swojego uporu. –Ale wiesz, że
wygrałeś tylko dlatego, że udajesz Marcela praktycznie cały czas?
-Pewnie, jestem pewien,
że to jedyny powód.- skinąłem głową i puściłem oczko.
-Dobra chłopcy, mam
nadzieje, że skończyliście bo musze ułożyć komuś włosy.
I Lou zaczęła czochrać
moje włosy. Moje ukochane … loki.
**
Po wspaniałym, ekscytującym
i niepowtarzalnym koncertem, fani krzyczeli tak głośno nasze imiona i inne
rzeczy, że prawdopodobnie stracili głos na resztę nocy. Chłopcy i ja mieliśmy
wszystko, zeszliśmy za sceny na backstage. Stamtąd wysłano nas prosto do
samochodu, który odwiózł nas na prywatne lotnisko, skąd lecimy do domu. Z tego
samego lotniska chłopaki z 5SOS wracają do Australii. Za trzy tygodnie znów się
spotkamy, mimo to chcieliśmy się z nimi porządnie pożegnać.
-Chłopaki, uh no więc…-
starłem pod ze swojego czoła, patrząc na te kilka twarzy przede mną. Wyglądali
jakbym wypchał przed nich ciężarówkę o własnych siłach. –Potrzebuje waszej
pomocy w sobotę.
-Pewnie, co mamy zrobić?
–wymamrotał Niall, który był wykończony i zapadał się w fotelu, próbując
znaleźć najwygodniejszą pozycję.
-Um, potrzebuję kogoś kto
coś nagra, żebym mógł pokazać to London po całym zakończeniu na imprezie, w
klubie kiedy będziemy świętować, powiem jej kim naprawdę jestem.-samo mówienie
o tym wywoływało u mnie dreszcze.
-Pewnie, zrobię to. Będę
w Londynie* cały najbliższy tydzień tak czy inaczej.-ponownie, musiałem sobie
przypomnieć, o co chodzi Zaynowi i że wcale nie ma na myśli osoby.
-Dzięki Zayn. Może w
piątek?
-Tak, pewnie.-
wymamrotał, zamykając oczy i zasypiając w szybkim tempie.
Wszyscy byliśmy
maksymalnie zmęczeni, ale też trochę smutni to był nasz ostatni koncert w
Ameryce. Mój telefon zaczął wibrować w kieszeni moich spodni. Wyciągnąłem go i
zauważyłem, że mam dwie nieoczytane wiadomości i jedno połączenie. London i
Ashton wysłali do mnie SMS a Calum dzwonił do mnie siedem minut temu.
Od: London: ) -7/16/13 5:44 AM
Hej Marcel, mam nadzieje, że u ciebie w porządku.
Nie zapomnij powiedzieć cześć swojej cioci ode mnie. Nie mogę się doczekać,
żeby zobaczyć cię jutro w szkole i potem na randce ;)
Jestem taka podekscytowana. xx-L.x
Zacząłem uśmiechać się do
ekranu jak jakiś idiota.
Do: London: ) -7/16/13 10:20 PM
Yeah, mam się dobrze skarbie. Jak mógłbym
zapomnieć? Mam nadzieje, że u ciebie wszystko okay! Nie mogę się doczekać
całowania twoich ust ponownie. xx
Czy to zabrzmiało
nachalnie? Bzdura! Poczułem winę rozlewającą się wewnątrz mnie… przenikała
przez całe moje ciało. Nie mam pojęcia jak wytłumaczyć to uczucie, ale
okłamywanie London zdecydowanie nie jest moją ulubioną rzeczą. Wkrótce to
wszystko się skończy, tak czy inaczej…
Od: Ashton -7/16/13 10:10 PM
Jesteś już w drodze na lotnisko? Już tęsknimy : (
Haha, przynieś swój tyłek z powrotem!
Już!
Śmiałem się pisząc
odpowiedź, mówiąc, że jesteśmy już w drodze, prawie na miejscu. To był pewnie
powód dla którego Calum do mnie dzwonił. Nie widziałem potrzeby do niego
oddzwaniać, zaraz mieliśmy być w samolocie.
-Chłopcy, prawie
jesteśmy, żadnych paparazzi ale jest kilka fanów którzy chcą zrobić sobie
zdjęcie.
No to idziemy.
*gra słów London to po angielsku i imie i miasto pisze się tak samo
(wątpie, żebyście nie wiedzieli ale jednak ;))
Hi ;) Kolejny rozdział.
Niestety niesprawdzony jeszcze :P W następnym randka Marcela i London kto się
cieszy ze mną?
Jeśli przeczytałaś/eś
zostaw komentarz.
piątek, 21 listopada 2014
Rozdział 28
HARRY’S POV:
-Czy nie chcesz dać aktu
wiary? Wolisz stać się, pełnym żalu, samotnym facetem, który umrze sam?!- ktoś
zapytał, zgaduję, że był to Saito*.
Moje oczy otworzyły się
szeroko, serce waliło mi w piersi a oddech był coraz bardziej nieregularny. Po
pierwsze, nie miałem pojęcia gdzie jestem, jednak chwilę później wszystko
ułożyło się w całość. To był tylko sen. London
nadal leżała spokojnie na mojej piersi, telewizor głośno grał w tle a ja
przeżyłem najgorszy koszmar w moim życiu, który łatwo może stać się prawdą. Jej
długie, czekoladowe włosy leżały wszędzie, przykryły całą okropną kamizelkę.
Powinienem cieszyć się,
że to był tylko sen, jednak w jakiś dziwny sposób zasiał on we mnie jeszcze
więcej wątpliwości.
Co jeśli London nie będzie mnie dłużej chciała
jako Harrego?
Co zrobię, jeśli postanowi mnie zostawić przez te
wszystkie kłamstwa?
To jest to czego boję się
najbardziej, że na końcu i tak zostanę sam.
Tak jak w moim śnie,
wstałem z London w moich ramionach, wyłączając telewizor i lampkę, ruszyłem do
góry po schodach do mojego pokoju. Ułożyłem ją, tak samo jak wcześniej, na
łóżku. Ściągnąłem jej sweter i skarpetki, przykrywając ją szarym kocem.
Przeżywałem jakieś cholerne dejavu.
Uśmiechnąłem się na widok przed moimi oczyma,
cicho obróciłem się i poszedłem do łazienki umyć włosy i przebrać ciuchy.
Jednak tym razem, zrobiłem to za zamkniętymi drzwiami z przygotowanymi
wcześniej ubraniami. Nie mogłem dopuścić aby ten sen stał się prawdą.
Kiedy wróciłem z
łazienki, London nadał spała. Przylgnęła przytulona do mojej poduszki,
wyciągając nogi spod koca. Ruch który ja sam często wykonywałem, śpiąc,
ponieważ nie mogłem się zdecydować czy mi zimno czy raczej gorąco. Im bliżej
podchodziłem do łóżka, tym lepiej mogłem zobaczyć jak piękna była. Długie rzęsy
rzucały cienie na jej policzki, na jej ustach błąkał się mały uśmiech.
Chichocząc, odłożyłem koc
na bok, zgasiłem światło i wślizgnąłem się na miejsce obok mojej śpiącej
księżniczki.
-Marcel? To ty?-
usłyszałem jej miękki pytający głos.
-Tak skarbie, ja.-
odpowiedziałem, delikatnie się uśmiechając.
Wyciągnąłem dłonie aby
znaleźć jej policzek i podarować całusa, zanim owinąłem swoje ramiona wokół
niej. Cicho zachichotała i wtuliła się we mnie.
Jestem tak cholernie
nieprzyzwyczajony do spania w ubraniach…
***
Był poniedziałek, szkoła
właśnie się skończyła. Razem z London staliśmy na zewnątrz budynku i
trzymaliśmy się za ręce. Wszyscy obecni stali na podwórku, większość jednak nie
było, ponieważ był to ostatni dzień. Niestety w czwartek będziemy musieli tu
wrócić.
Ostatnia sobota
zdecydowanie była najlepszą w moim życiu. Pocałunek London, jej dotyk,
wszystkie uczucia. Szaleństwo. Mimo to z jakiegoś powodu obydwoje chcieliśmy
zatrzymać ten dzień w tajemnicy. Wciąż nie byliśmy pewni jak wszystko potoczy
się dalej. Szczególnie London, która nigdy nie miała przyjaciela ani chłopaka.
Byłem jedynym, który kiedykolwiek trzymał ją za rękę oraz jedynym który
pochylał się nad nią, żeby skraść jej całusa. Nie miałem problemu z
wiadomościami, mam na myśli, to chłopak zawsze powinien napisać pierwszy, w
innym wypadku dziewczyna może wyjść na nachalną. Myśle, że to tylko początkowa
faza, potem się to zmieni, tak czy inaczej.
Rzuciliśmy plecaki na
tylne siedzenia mojego Range Rovera i usiedliśmy z przodu. Prawie wszyscy
profesorzy dali nam zaliczenia, w czwartek będziemy musieli poświęcić kilka
godzin na napisanie testu z matematyki i angielskiego, to wszystko. Albo
raczej, dla London to wszystko. Nadal nie znałem moich ocen więc nie mogłem być
pewien, czy zdałem.
Od ostatniego koszmaru
nie mogłem myśleć o niczym innym. Kiedy patrzyłem w jej niebieskie oczy, od
razu w mojej głowie pojawiało się pytanie, czy patrzyłaby na mnie tak samo
gdyby wiedziała, że jestem Harrym? Czy byłaby tak samo rozpromieniona wiedząc o
mnie wszystko? To wszystko sprawiało, że czułem się zmęczony, nie mogłem myśleć
i koncentrować się na rzeczach obecnych tu i teraz. Tak długo jak będę miał
serce London, nie będę o tym myślał i próbował zrobić coś w tym kierunku. Nie
mogę jej stracić.
-Powiedz ‘cześć’ swojej
cioci i to, że ma cudownego bratanka.- powiedziała London po tym jak włączyłem
silnik.
Zachichotałem i położyłem
moją dłoń na jej udzie. Poczułem jak zamiera. Zacząłem kręcić kciukiem małe
kółeczka, próbując ją uspokoić. Chciałem pokazać jej jak miły może być ten gest
i że nie jest on niczym więcej niż pieszczotą.
-Powiem jej też jak
bardzo oszałamiająca jest moja dziewczyna.- skłamałem. Nie, nie kłamałem mówiąc
o niej ‘oszałamiająca’ okłamałem ją mówiąc, że jadę do cioci w momencie gdy
miałem lecieć samolotem do Ameryki na koncert.
-Myślisz, że jestem
oszałamiająca?- zapytała nieśmiało, kątem oka mogłem zobaczyć jak kieruje swój
wzrok na moją dłoń, położoną na jej udzie.
-Tak, jesteś.-
potwierdziłem i na nowo zacząłem kręcić kciukiem kółka na jej nodze.
-Nie uważam, żebym była
oszałamiająca.- powiedziała podkreślając ostatnie słowo.
-Dlaczego tak myślisz?-
zmarszczyłem brwi –Mam na myśli, chciałem powiedzieć… jestem totalnym kujonem
skarbie. Poniekąd…
-Nieważne Marcel. J-ja
sama nawet nie wiem jak odpowiedzieć na twoje pytanie.- podniosła głowę i jej
oczy zaczęły śledzić pojawiające się na drodze rzeczy, do momentu kiedy
zatrzymałem się pod jej domem. –Powinieneś jechać, dobrej zabawy.
Nikt nie ma nawet pojęcia
jak bardzo chciałem wziąć London ze sobą, jednak zabranie jej do Ameryki to nie
taka prosta sprawa. Niestety na razie to niemożliwe.
-Nie podoba mi się to, że
mam jechać.-powiedziałem patrząc na nią.
-Nie, nie Marcel proszę!
Powinieneś jechać, ja po prostu gadałam bzdury.
-Jesteś ze mną szczera?
-Tak, nie musisz się
martwić kochanie…- zachichotała i zasłoniła dłonią usta. Kochanie…
W tym momencie wyglądała
tak figlarni i szczerze. Mam nadzieje, że mnie nie okłamała, nawet jeśli to ja
jestem tym który wciąż robił to jej.
-Kocham cię skarbie.-
uśmiechnąłem się i pochyliłem, żeby skraść jej całusa.
-Też cie kocham Marcel.
–posłała mi uśmiech za który mógłbym oddać wszystkie pieniądze świata, pochyliłem
się do tyłu aby wyjąć jej plecak, zanim otworzyła drzwi. –Oh nie, czekaj-
przestała się kręcić w fotelu i opuściła ręce wzdłuż swojego ciała, odwróciła
głowę w moim kierunku i złączyła nasze usta w słodkim pocałunku.
Ten pocałunek był
niesamowicie piękny i nie jestem w stanie wyobrazić sobie żadnego lepszego. Oh
jeśli tylko mógłbym być sobą, chociaż przez jeden dzień.
-Teraz idź.- wyszeptała- Zanim
zacznę płakać- dodała uśmiechając się lekko.
-Oh czekaj.- podniosła
swój wzrok na mnie
-Chciałabyś gdzieś ze mną
wyjść w środę?
Była tak pełna radości,
jakby zupełnie nie mogła uwierzyć w to co usłyszała, w końcu usłyszałem odpowiedź.
-Z przyjemnością się z
tobą umówię.- powiedziała, a moje serce przyśpieszyło, patrzyłem jak wysiada z
samochodu i wchodzi do domu. Odjechałem.
*Saito- to postać z
kreskówki
Hi :) Jak podoba wam się teledysk do Night Changes? Myślę, że jest niesamowity i
zdecydowanie pomysł jak z fanfiction.
Miło was poznać Julio,
Heartbreaker, Izo, W. i M. ;) no i oczywiście
dzięki za komentarze wszystkim innym :D
Im więcej komentarzy tym
szybciej rozdział ;) 13?^^
poniedziałek, 17 listopada 2014
Rozdział 27
HARRY’S POV:
Zdecydowaliśmy, że oglądniemy ,,Inception’', do końca filmu zostało jeszcze kilka minut jednak London powoli zasypiała. Byłem naprawdę zaskoczony, że wytrzymała tak długo, nawet jeśli to ona wybrała film, to był to jeden z moich ulubionych filmów akcji za którymi dziewczyny raczej nie przepadają. Oto kolejny powód przez który kocham tą dziewczynę.
-Hey…hey, London- wyszeptałem, delikatnie głaszcząc jej głowę.
Nie poruszyła się ani kawałek, co znaczyło dla mnie tyle, że muszę zanieść ją do mojego łóżka. Ostrożnie, podniosłem ją, jedną ręką otaczając jej plecy, drugą trzymając pod kolanami. Nie wiem jaki był problem London. Wcale nie była ciężka, z łatwością mogłem ją podnieść. Jej kształty były takie jak powinna mieć każda kobieta. Nieco szersze biodra i uda, normalne łydki i ręce. Oczywiści nie mogłem zapomnieć o jej wspaniałym biuście, jednak nie była to dla mnie najważniejsza rzecz. Raczej coś jak bonus. Nauczyła mnie kochania osobowości i charakteru a nie wyglądu. Jednak jej cudowne błękitne oczy zawsze zbijały mnie z tropu. Długie brązowe oczy i chichot za milion dolarów sprawiały, że moje serce przyśpieszało jak nigdy wcześniej.
Zgasiłem telewizor i ruszyłem w kierunku schodów.
-Dobrze, zabierzmy cie do łóżka śpiochu.- wymamrotałem, zanim ruszyłem w na górę do mojego pokoju.
Nareszcie po długim czasie we wtorek miałem koncert, niestety to znaczyło, że London nie może być ze mną w poniedziałek. Po naszej ostatniej lekcji w tym semestrze, musiałem natychmiast wsiąść do samolotu i polecieć do Ameryki, aby na czas zjawić się na koncercie. Wiem, że to ryzyko ale nie chce zawieść fanów ani nikogo innego. Jeśli London znałaby mój sekret, jestem pewien, że zrozumiałaby. Jednak obecnie musze znaleźć jakąś dobrą wymówkę.
Po tym jak położyłem London na prześcieradle, ściągnąłem jej skarpetki i kardigan, okryłem ją kołdrą, stałem w ciszy wpatrując się w nią. Nawet kiedy spała, była śliczna. Nigdy nie myślałem, że mógłbym patrzeć na kogoś w taki sposób. Może to troche kiepskie, ale jestem pewien, że związek mój i London jest wyjątkowy. Jedyne czego nie byłem pewien to, to czy wyjątkowość ma więcej zalet czy wad.
Wszedłem do przylegającej do pokoju małej łazienki i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Wspaniała dziewczyna zakochała się w tobie. Moje myśli wirowały w głowie. Harry, czy raczej Ja, nigdy nie miałem szczęścia do ludzi, zwłaszcza do tych, którzy lubiliby mnie, prawdziwego mnie, nikt jeszcze nie zakochał się w zwyczajnym Harrym. Wszyscy zawsze widzieli bogatego, sławnego piosenkarza z boysbandu. Nienawidzę słowa ‘sławny’, ono nic nie mówi o moim charakterze, po prostu określa to w jaki sposób inni mnie widzą. Boli mnie, słyszenie, że ludzie nie widzą we mnie nic poza moją sławą albo wyglądem, nic co dotyczyłoby mojej osobowości. Lojalni fani nazywają mnie ‘bezczelnym’ może nawet więcej, ale myślę, że od mojej przemiany to się zmieni.
Mam nadzieje, że zauważą we mnie zmianę na lepsze.
Ciągle nie mogłem zrzucić z siebie tych okropnych ciuchów. Kujońskie okulary na nosie, włosy pokryte mazią, jednak dużo większe powodzenie w miłości, zdecydowanie lepsze niż u popularnego chłopaka z niezaprzeczalnie dobrym stylem.Może to dlatego, że gdy byłem Marcelem, najbardziej widoczny był mój charakter a nie mój wygląd. Albo po prostu dlatego, że wszyscy zawsze widzieli we mnie super gwiazdę. Dojrzałość która robi z wszystkich głupków.
Co za bzdury.
Ściągnąłem moje okulary i zanurzyłem głowę pod wodą, jednocześnie sięgając po szampon. Nie przejmowałem się tym co stanie się jeśli London zobaczy moje loki. Obecnie śpi, a rano na mojej głowie będzie panował totalny bałagan. Nawet nie zauważy.
Kidy suszyłem włosy, czułem ulgę, że ta śliska i lepka substancja zostawiła moje włosy w spokoju. Teraz potrzebowałem czegoś w czym mógłbym spać i zasłaniałoby to moje tatuaże.
Podczas gdy ruszyłem w stronę szafy, upewniałem się, że London śpi. Otworzyłem drzwi komody i próbowałem znaleźć moją białą koszulkę z długim rękawem. Szybko ściągnąłem kamizelkę i koszulę, później ogromne spodnie, stałem prawie całkiem nagi, trzymając białą koszulkę w rękach, kiedy usłyszałem głos London, który zamroził mi krew w żyłach.
-M-marcel? C-czy to tatuaże na twoim ramieniu?
Oh Kurwa!
***
Hi :) Dziękuje za komentarze, mam prośbe do Anonimów: Prosze podpisujcie się, jak kolwiek. Chcialabym was poznać ;)
Jak podoba się wam rozdział? Jak myślicie co zrobi Harry?
See ya xoxo
12 kom. = Next :D wierze w was
wtorek, 11 listopada 2014
Rozdział 26
HARRY’S POV:
Jej głowa spoczywała na mojej klatce piersiowej, gdy leżeliśmy na kanapie i nie robiliśmy nic poza bawieniem się naszymi palcami. Jej delikatne wędrowały pomiędzy moimi, śledząc ledwo widoczne żyły. Ponownie, cieszyłem się, że ubrałem bluzkę z długim rękawem i London nie mogła zobaczyć moich tatuaży. Oczywiście, zawsze mogłem powiedzieć że to tylko rysunki zrobione długopisem, jednak byłoby to zbyt duże ryzyko.
Leżeliśmy na L-kształtnej kanapie na jej skrzyżowaniu, w zasadzie ja leżałem a London na mnie. Nasze stopy były poplątane i położone w różnych kierunkach. To uczucie było tak dobre… A jednocześnie złe. Wszystko dlatego, że ona nadal nie wiedziała kim naprawdę jestem. Wyjawiłem jej moje uczucia, ale nie moją tożsamość. Strach przed wzgardzeniem jest wielki. Chciałem też zobaczyć jak będzie się czuła w relacji takiej jak ta. Za kilka tygodni opuścimy uniwersytet, ona ze stopniem naukowym,a ja cóż… w zasadzie to nie jest dla mnie nic ważnego, mam coś na co czekam bardziej niż dyplom ukończenia. Nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić jak bardzo czekam na ten dzień.
Nagle London przełamała ciszę i gwałtownie się podniosła.
-Całkowicie o nich zapomniałam- uśmiechnęła się i pobiegła w stronę przedpokoju.
Zmarszczyłem brwi, szybko sprawdzając mój wygląd, myśląc jak dobrze byłoby gdyby to Harry tu był, zanim nie wróciła. W rękach niosła moje stare okulary które jeśli się nie mylę zniszczyłem tej nocy kiedy przeze mnie płakała.
-Próbowałam je naprawić i udało się, więc chcę ci je oddać.- uśmiechnęła się nieśmiało.
-Dzięki.- uśmiechnąłem się szeroko.
-Nie ma problemu, teraz wiem, że masz już nowe, więc…
-Nie, chętnie wezmę je z powrotem kochanie.- nadal było mi dziwnie nazywać ją kochaniem, ale dzięki temu czułem się dobrze.
-Masz słodkie dołeczki w policzkach, Marcel.- wymamrotała zanim usiadła naprzeciwko mnie.
Zauważyłem, że nie chciała powiedzieć tych słów głośno, poza tym na jej twarzy pojawił się słodki rumieniec. Jej oczy skierowane były w kierunku podłogi, ledwo słyszalnie zachichotała zanim podniosła na mnie swój wzrok, patrząc dokładnie w moje oczy. Miałem okazję na nowo podziwiać ten nieziemski odcień błękitu.
-Cóż, możesz je pocałować, jeśli chcesz.- Matko jakie to żenujące.
Myśle, że nigdy nie powiedziałem niczego tak żenującego jak to. Nawet do mojej mamy. Nawet do mojego kota. Mogłem poczuć jak na moje policzki wlewa się ciepło, próbowałem uniknąć jej wzroku, tego który tak bardzo kocham. Chwilę później poczułem jak łaskotają mnie włosy London, kiedy pochyla się nad moim uchem.
-Musisz się dla mnie uśmiechnąć, jeśli chcesz żebym je pocałowała.- zachichotała ponownie, posyłając mi kolejny nieśmiały uśmiech.
Nasz związek trwał tylko kilaka minut. 43, żeby być dokładnym. Oh Boże, Harry kiedy zacząłeś to liczyć? Co z tobą jest nie tak? Co ona z tobą robi? Wszystkie te pytania mnie drażniły, jednak z drugiej strony, znałem odpowiedzi. A to wkurzało mnie znacznie bardziej, dopóki nie poczułem, delikatnych, pełnych ust najpierw na moim prawym, potem na lewym policzku. Do moich nozdrzy dotarł zapach jej słodkich różanych perfum, co sprawiło, że nie miałem ochoty wachać już niczego innego.
Przyznaje, że nie za dobrze czułem się oglądając romantyczne filmy, nigdy nie spodziewałem się, że sceny z nich mogą się wydarzyć w realnym świecie. Chodzi mi o te momenty, które spędzasz z drugą osobą i za nic w świecie nie chcesz jej opuścić. To może brzmieć śmiesznie albo nawet naiwnie, ale London jest tą osobą. Jest pierwszą dziewczyną, którą naprawdę pokochałem. Pierwsza miłość czy coś. Nie wiem jak przeżyłbym, gdyby mnie zostawiła. Podobno taką osobę spotyka się tylko raz w całym swoim życiu.
Całe moje życie nagle stanęło na głowie. Znowu. Tak, Marcel jest nieznośny, ale to moja jedyna szansa by być tak blisko London jak tylko się da. Ona jako jedyna miała siłę wyciągnąć ‘starego’ Harrego na wierzch. Nie mam pojęcia czego spodziewał się Simon z tym całym jego planem, ale bez niej nic by z niego nie wyszło. Pewnie poddałbym się już dawno temu.
Wziąłem od niej okulary i zastąpiłem te na nosie. Mimo, że nie miały szkieł, London naprawiła je doskonale, pasowały idealnie.
-Marcel nie musisz ich ubierać, masz nowe.- Chciała je ściągnąć z mojej twarzy, jednak zdążyłem złapać ją za nadgarstki.
-Ale ja chce je nosić, wiem, że włożyłaś dużo wysiłku, żeby je naprawić.- London odetchnęła niepewnie poczym kiwnęła głową mówiąc: -Okay.
-Co będziemy teraz robić?- spytałem trochę nerwowo
Nigdy nie myślałem, że mogę być niepewny takich rzeczy. Mogłem flirtować z obcą kobietą w barze, posyłać mrugnięcia czy prawić komplementy, a nie mogłem zadać London prostego pytania? Idiota!
-Możesz wyglądać jak typowy kujon, ale wiem, że gdzieś tam w środku, niedaleko twojego serca, kryje się śmiały chłopak.- jej palce przejechały po mojej kamizelce, zatrzymując się na piersi w miejscu serca.
Naprawdę musiałem się skupić, żeby nie musieć znów znikać w łazience i spędzać tam dużo czasu, za każdym razem gdy tylko London mnie dotyka.
-M-my może obejrzyjmy film?- wyjąkałem wzruszając rękami –Chcesz zostać na noc?- Choć raz chciałem zapytać o coś nie wychodząc przy tym na kompletnie niedoświadczonego kujona. W zasadzie, obecnie…jestem nim.
-Tak, myśle, że tak.-przygryzła wargę –Jeśli to w porządku to…
-Pewnie, możesz tu być kiedy i ile tylko chcesz.
-Dziękuje Marcel, nie tylko za to… - poruszyła rękoma najpierw w moim kierunku potem z powrotem przycisnęła je do siebie. –Za to, że o mnie dbasz. Wiesz, moi rodzice tego nie robią, dlatego cieszę się, że mogę zostać z kimś na noc, kto nie pozwoli mi się załamać.
-Zawsze będę dla ciebie, nie pozwolę Ci upaść, wiesz o tym.- posłałem jej delikatny uśmiech
Odpowiedziała chichocząc i zakładając pasmo włosów za ucho. Co mogłaby zrobiś z moimi lokami, gdyby je zobaczyła? Oh Boże, Styles!
-Yeah, film brzmi dobrze.
***
Hi :) Dziś pojawił się dziesiaty komentarz, więc oto I rozdział. Mam nadzieje, że sie Wam spodoba. Co u Was? Szkoła bardzo daje w kość?^^
Podnieśmy poprzeczke 11 komentarz I następny rozdział ;)
See ya xoxo
Subskrybuj:
Posty (Atom)